Londyn piękny - zwłaszcza nocą...
Oczywiście nie mogło obyć się bez zdjęcia w budce, zasikanej co prawda, ale grunt że w czerwonej...
3/4 nocy spędziliśmy w metrze, stacje znamy na wylot, ale nie to żebyśmy się nudzili...
Jak już mówiłam, bynajmniej nudno nie było...
W metrze, Aro miał ciekawsze rzeczy do roboty (metro w merze?)
Zwiedzanie nie mogło odbyć się o pustym żołądku...
Ucztowaliśmy sobie troszeczkę...
w pełnej kulturce...
A tak sobie piliśmy z nim, bo sam taki stał...
Trochę się powisiało...(U nas się przynajmniej normalnie puka do drzwi...)
Zupą się posililiśmy-rewelacyjna...pełnowartościowa niczym nasza jarzynowa...
Jak widać smaczna była...
I tym miłym akcentem, zaraz po zakupie pamiątek zrobiliśmy papa Londynowi, płacząc bo nam się wszystko nad wyraz podobało i obiecują odwiedzić Kłin Elizabeth jeszcze nieraz!