poniedziałek, 31 grudnia 2012

Reasumując.

Dziękuję w tym roku za:

styczeń...bo zimą dobra jest Coimbra i bosy Londyn.
luty...bo oporny to miesiąc.
marzec...bo wyższe jest fajne.
kwiecień...bo rajdy są dalej glamour.
maj...bo ćwiartki nie łączą się z grami.
czerwiec...bo Wiedeń zgrabny jest.
lipiec...bo Piza faktycznie jest krzywa.
sierpień...bo najlepsze są kocie niespodzianki.
wrzesień...bo Biały ściska za serce.
październik...bo Sudety też piękne i wiecznie zdziwione.
listopad...bo marzenia się przesunęły.
grudzień...bo przyjaźń jest najważniejsza.

wtorek, 25 grudnia 2012

Świątecznie

Ostatnie wybicie

Umarłam na kilka miesięcy. Czasu nie było. Wychodzę - ciemno, wracam - ciemno,biometr niekorzystny i milion innych wymówek. Miałam napisać dużo. O pewnym wiecznie głodującym, o wyprawie w Sudety, o grafice, o rezygnacji z pracy w kinie. To ostatnie wydarzenie aktualne najbardziej, jeszcze noszę smutek po rozstaniu z fabryką. Ale w końcu pognać za marzeniami trzeba, a kino mi ich spełnić nie pomoże. Poza tym świąteczne lenistwo. Śpię, jem, śpię, jem, toaletę odwiedzę, śpię itd. - niczym niemowlak.  Ale od tego one są, od tego są one. Więc moi mili, świętujcie, niech Wam brzuszki rozsadza, niech się spodnie nie zapinają, niech się żołądeczek raduje. Świąt Wesołych!!! :)

-Say hi, bro...
-mhm...

niedziela, 14 października 2012

wtorek, 9 października 2012

czwartek, 20 września 2012

take me away...

Źródło: http://www.youtube.com/watch?v=zGgs89UeWt4&feature=bf_prev&list=PL8421984126C41E24


Chyba każdy tak ma. Czasami tak by się chciało uciec od życia. Gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt nie zna niczego, może się ukryć, odpocząć. Czasami tak by się chciało, żeby życie samo nas zabrało w takie miejsce.

środa, 19 września 2012

'a góry nade mną jak niebo,
a niebo nade mną jak góry...'

Przed wejściem na Zawrat...

Moi poddani na mnie czekali, wiem wiem. Wybaczcie moją nieobecność, ale po wróceniu do rzeczywistości z górskiego raju, dopadły mnie problemy natury ludzkiej, czyli brak neta. Otóż wiecie, że musiałam wyprowadzić się z królestwa na kołłątaja i zamieszkać na nowych włościach w okolicach hallera. Teraz jadąc do pracy mijam 6 pasaży handlowych, co zajmuje mi - jadąc całkiem szybko rowerem i stojąc na czerwonym xD, 55 minut. Mieszkanie to w swej istocie nie posiada ciepłej wody, internetu (chociaż już są kulawe próby założenia go), wysokich framug, zasięgu w kuchni przy stole i normalnego właściciela. Za to pokoje nasze są klimatyczne, moja rybka przez głupiego kota pływa pionowo, co zaburza feng shui mojego pokoju, ale kupiłam jej zamek więc może balans w przyrodzie zachowałam. Uwielbiam te przyziemne problemy. Uwielbiam kiedy nie muszę o nich myśleć. A jest jedyne takie miejsce na świecie, gdzie problemy nie mają wstępu. Gdzie Serce bije szybciej, gdzie uśmiecham się szczerze, gdzie czuję moc i siłę. Gdzie jestem naprawdę szczęśliwa. Góry. A tym razem, albo po raz kolejny Tatry. Co roku jadąc nawet w to samo miejsce, przeżywam je na nowo. Są piękne, strzeliste, niebezpieczne. Są zawsze inne. W tym roku najlepsze na świecie. Dziękuję Madzi, że mnie z Doris przygarnęły na obóz, nad którym jeszcze nie raz będę musiała się tutaj rozpisać. Dziękuję. Dziękuję szczerze za ludzi tam poznanych. Dzięki nim nawet Zawrat nie był taki straszny. 

Na Zawracie

Mistrzowie już na niebieskim, w drodze do pięciu.


Byliśmy też na Nosalu, wesoła ekipa która pół dnia spędziła na zagadce o cegłach, a drugie pół o sznurkach.   Sen z powiek spędziła nam też zagadka z paczką papierosów w roli głównej. Jednakże dzień zwieńczyliśmy pysznymi plackami ziemniaczanymi  z oscypkiem i soczystą grą w piłkarzy. 




Trasa na Ornak też musiała się odbyć, nie powiem Schronisko na Hali Ornak jest jednym  z moich ulubionych. Jest ono tak pięknie usytuowane, że nie potrafię wyrazić mojego zachwytu nad nim. Nie wiem czy to przez otoczenie lasów, łąk może samej doliny. Nie wiem. Pewne jest, że po wyjściu na szczyty, potęga bezkresu jest niesamowita i na samym Ornaku można by spędzić tydzień, leżąc i podziwiając piękno Tatr Zachodnich.


Góry...w nich jest wszystko co kocham!

wtorek, 28 sierpnia 2012

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

good bye my love...

Ostatki właśnie spędzam na swym kochanym mieszkaniu. Było ono najlepszym punktem zaczepienia w big city jakie doświadczyłam przez te wszystkie lata. Ale to jest tak samo jak z zieloną kanapą. Kanapa magiczna była i symbolem była. Mieszkanie też. To jak z nauka na rowerze. Jak się w końcu nauczymy jeździć to odczepiamy dodatkowe kółka i gnamy na dwóch do końca świata. Tak jest i teraz. Doświadczyłam wielu wspaniałych rzeczy, nauczyłam się żyć dobrze, nauczyłam otwartego serca, dobrych wspomnień i dobrego humoru. Zrozumiałam smutki, przemijający czas i zmiany. Dlatego teraz czas aby zostawić swoje dwa kółka i jechać dalej, ku nowemu, może i lepszemu. Kołłątaja mówimy good bye my love...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Z ex-chaty


Tak a propose deszczu. Wakejszyn z 3 lata temu w Karpaczu mym...

sobota, 18 sierpnia 2012

Sweet Nightmare




Górskie wyprawy

To takie urocze i pełne prawdziwości jak sobie lud daje na profil społecznościowy focie z gór. Focie, która w swej istocie ukazuje całe ich piękno oraz trud jaki turysta włożył, aby je zdobyć. Zdecydowanie najbardziej ubóstwiam te zdjęcia, gdzie społeczeństwo zdobyło szlak w centrum Zakopanego, Gubałówkę albo Kasprowy. Doprawdy ekskluzywne mają tam wyciągi. Ale ileż taka wyprawa musiała zdrowia lud kosztować. Zapewne w baletkach tudzież w butach z białą podeszwą musi się karygodnie ciężko 'wspinać'. Bo skoro cały świat informuje się o tym, że jedzie się góry zdobywać, zakłada się specjalny album z tej okazji i chwali się Gubałówką i Kasprowym to rzeczywiście - powinnam hołdy na kolanach składać. O ileż ja w błędzie żyłam...

czwartek, 16 sierpnia 2012

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

zumba


Chyba się skalałam zapomnieniem i nie pisałam Wam jeszcze o mojej zumbie. Dziwię się sama sobie. Zumba z gruzińskiej nazwy oznacza kamień filozoficzny. Jest to jednoznaczne z powiedzeniem 'wystarczy tylko chcieć' tudzież 'dla chcącego nic trudnego'. Wiem, etymologia zwala z nóg. Zumba jest mixem aerobiku i różnego rodzaju tańców. Z tym, że tutaj kroki nie są najważniejsze. Głównym celem jest wyzwalanie pozytywnej energii i radości z tańca. Jak się nie zna kroków, nie nadąża to się improwizuje. Jest to czasami bardziej cenione niż perfekcyjnie znanie całego układu. Nie potrafię słowami wyrazić tego jak ją bardzo lubię. To jest miłość. Zumba cierpliwa jest, Zumba nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą. Zapraszam!


niedziela, 5 sierpnia 2012

"Karabiniero interwento, ortaliano pierdolnięto..."

Tym razem zwiedzaliśmy piękną Italię. Toskania posyciła widokiem, upałem i tanim winem.




...
14:30 - Piza
Nocne rozmowy we włoskim parku
Polacy na zakupach
Naprawdę tam były wina za 1,10 euro. Ta półka była nasza
Mięciusia plażusia Marina di Pisa
Adze trzeba było plecy wyprostować po plaży xD
"Cholera...znowu nam uciekł autobus"
Dinner time [czyt. chodnik party]
Zwróciliśmy uwagę na szerokość chodników?
Mhm, Adek coś nie trafił z montażem...
Nie marudź Pinokio, idziemy na ognisko i koniec
Będzie kolacja xD
Hotel di Plaża
Kazała nam...
Powiedzieli, że wyglądam na chorą...
-Skasowałaś bilet? -No, nie zaskoczą nas tym razem...

środa, 25 lipca 2012

TBC

Wiecie co to jest TBC? Total Body Conditioning. Czyli na nasze - rzeź.
Oczywiście spośród miliona moich pasji, jedną jest odwiedzanie siłowni i fitnessu zarazem. W tamtym tygodniu odkryłam magiczną tablicę, na której są rozpisane zajęcia fitness wszelkiego rodzaju, nie tylko zumby. Rzuciłam szybko okiem mym, a wiemy doskonale że oko to 'niemalże sokole', sprawdzić czy jest coś o 16. Było. Jakieś trzy literki mignęły mi przed oczami, nieważne jakie, ważne że jakieś zajęcia miały być. Wchodzę na nie, lekko już styrana po siłowni, ale wciąż twardo wierząc, że posiadam jeszcze coś takiego jak zasób energii. Zaczęło się miło - aerobikiem, wtedy jeszcze myślałam że na tym opierają się całe ćwiczenia. O głupia ja. To było tylko jakąś marną rozgrzewką. Preludium. Potem przyszło danie główne. Na kolana i do góry i tak ze 100 razy, potem to samo z ciężarkami, potem jeszcze jakieś skoki, leżenia, wstawanie, brzuszki na milion sposobów i tylko po morderczych seriach, słychać rozchodzące się 8 i odliczanie w dół. Przy którymś razie, kiedy już miałam łzy w oczach, nie wiem czy z rozpaczy czy od potu usłyszałam 8 to jak boga kocham - myślałam, że mnie w czarnym worku wyniosą. Zajęcia się skończyły. Raczyłam spojrzeć na czym byłam. TBC. Zapamiętajcie te litery bo będą Wam się śnić! Ale ale. To nie koniec. Bo w gruncie rzeczy zajęcia tak mi się spodobały, że postanowiłam w tym tygodniu też tam zagościć. Tylko, że dla odmiany zajęcia miał poprowadzić mężczyzna. Hmm. Pomyślałam, że będzie lajt, bo przecież jesteśmy, bądź co bądź kobietami i jakaś oszczędność nam się należy, jak psu kość. To się przeliczyłam. Taki jaki nam zestaw ćwiczeń zaserwował to zeszłotygodniowe były niczymy. Poligon. Inaczej nie nazwę tego. Nawet sądzę, że w wojsku jest lżej niż na tych zajęciach. Interwał na rowerach, sztanga, pompki i tak milion serii. Miałam tak spaloną tkankę tłuszczową, że mój organizm w porze kolacji nie miał już z czego pobierać! I pomyśleć, że pomyliło mi się TBC z ABT

wtorek, 24 lipca 2012

Ku przestrodze...

Razu pewnego wracam sobie z pracy moim lamborghini - rowerem. Przepisowo, na każdym czerwonym stoję, zielonym - jadę. Ale na grunwaldzie nie dałam rady. Te środkowe światła przy grunwaldzkim center to wymysł boga na sprawdzenie naszej cierpliwości. Jadę. Nie jedzie żaden tramwaj, nie jedzie żaden autobus - jest bezpiecznie. Jadę. Jadę i patrzę, że na ścieżce rowerowej stoją ludzie. Stoją jak takie sieroty i się nie ruszą. A przejście najszersze na świecie, ale nie - za małe, musieli stanąć i na ścieżce. Zgrabnie ja stanęłam między nimi, aby ich z tej ścieżki "delikatnie" przegonić. I włączyło się zielone to jadę, muza na uszach, jadę w najlepsze. I nagle jak mi jakaś obca łapa nie zaczęła machać przy akompaniamencie 'proszę się zatrzymać'. Kobiecina  ze straży miejskiej stała ode mnie jakieś 10 cm, zauważyłam ją dosłownie w ostatniej chwili, ale że kurna byłam rozpędzona to już mi się nie opłacało zatrzymywać i pojechałam w długą. Zrobiłam chyba minimum olimpijskie z Grunwaldu do domu. Sądzę nawet, że kurzy to się do tej pory.
Dnia następnego, do pracy pojechałam tramwajem, profilaktycznie. Siedzę sobie w  biurze w najlepsze, drukuję coś czyli jestem bardzo zajęta i nagle wchodzi policjant. Wyglądał jakby z akcji wracał. Miał na sobie kuloodporną kamizelę, giwerę, krótkofalówkę i resztę strasznych gadżetów. Ja blada jak ściana, myślę 'o Chryste, znaleźli mnie...' To koniec...Ale policjant widząc moją minę powiedział, że on prywatnie - po kartę bo zgubił...A ja już prawie chóry aniołów słyszałam... Dzieci drogie, nauka na przyszłość - grzecznie jeździć, bo nie każdy ma taki przypływ adrenaliny i siły w nogach co ja xD

czwartek, 19 lipca 2012

Hilda

Jak już wam niegdyś wspominałam, we Wrocławiu posiadam Mamę Dominikę i Tatę Łukasza. Otóż to ma wrocławska Mama wydała na świat kolejnego obywatela tego kraju - Martynkę. Martynka to tylko zmyła. Tak naprawdę sis zwie się Hildegarda. Dostała to imię w chwili swojego zaistnienia i już myślę, że niestety dla Rodzicieli, będzie je dzierżyć do końca życia. Tymczasem Mała jest przeurocza, Mamusia z miłością się wypowiada, że 'śpi, je i wali kupy' - czyli sama słodycz. Tata dumny jak paw, chodzi foty strzela, a sis chociaż tygodnia jeszcze nie ma, posiada więcej sesji zdjęciowych niż niejedna modelka. Tak więc poznajcie nowego członka  mej wrocławskiej rodziny, Hildzia zaprasza:










poniedziałek, 2 lipca 2012

Dzień dobry Austrio!

Witamy w Wiedniu !
[Pałac Sisi]


-jedzie?
-no...
[metro, w drodze na Prater]


Prater - black mamba

 'A my pędzimy jak rollercoaster...'

W podzięce za przeżycie...


Uśmiech pliss


Przerwa


Belweder
[on naprawdę istnieje]


Szczepan (i Irenka)


Po ile ten water melon?


 I hit wyjazdu...torcik wiedeński xD

Good bye Vienna!

czwartek, 21 czerwca 2012

hejter...


Czasami w życiu załącza mi się hejter. Załączył mi się ostatnio w pracy. Wszystko wisiało. Komp, zadania, system nic nie szło zrobić. Do biura wchodzi rozszalała burza hormonów w postaci rudej małpy tzw. Klientki. „Przyszłam złożyć skargę” - poinformowała mnie łaskawie. Nie mówiąc na jakim filmie (wiadome tylko było, że już cały obejrzała) o której i na jakiej sali zaczęła monolog, że: film został puszczony bez dźwięku, potem bez obrazu i jeszcze nie zgaszono świateł, a na prośbę całej sali kinowej nikt nie raczył cofnąć filmu o minutę. Mówiąc to wszystko, niebezpiecznie wręcz przekraczająco, naruszała granice mojej strefy intymności, nachylając pod dziwnym kątem ten rudy łeb. Na końcu zażyczyła sobie vouchery techniczne w ramach rekompensaty, argumentując że to juz nie pierwszy raz zdarza się w tym kinie. To ja się pytam… po ch*** znowu przychodzisz jak Ci wiecznie nie pasuje?

wtorek, 19 czerwca 2012

small talk

Bohaterami rozmowy o Marcinie Sz. są:
Ma skromna persona, Jan and Flanko:

Jan do Flanko: To weź zapytaj Małpy, on się zna na wszystkim.
Ja do Jana: Weź daj mu spokój, niech się uczy do tego ostatniego egzaminu.
Jan: A co już wszystko inne pozaliczał?
Ja:  Tak. Całkiem zgrabnie mu to poszło.
Jan: Ja zaliczyłem wszystko w zeszłym tygodniu, mam już wakacje.
Ja: Proszę Cię, on miał wypadek...
Jan: Ja też...Myślisz, że cały czas miałem taką twarz?
Flanko: Przy urodzeniu się nie liczy.

przepisy rzecz święta.

Na czas Euro, kazano studentom szybciej zaliczyć sesję, tym co się nie udało - no cóż...a resztę wygnano
z akademików. Na ich miejsce przyszli spoczywać w spokoju policjanci. Przykładem takiego akademiku jest np. Ślężak przy Ekonomicznym. Ja oczywiście o tym zapomniałam i na moim rozklekotanym rowerze raczyłam pojechać do MD, którzy mieszkają chwilę za UE, na meeting przy piwie. Wracałam od Nich po tych piwach cała radosna, ze skrzypiącym niemiłosiernie pedałkiem i bez włączonego dynamo, bo po co...i  nagle znikąd wyłoniły mi się dwie czarne postacie. Jedna chyba nawet coś do mnie mówiła, bo pamiętam, że machała ręką na moją lampkę, tzn. jej brak. A ja w przypływie radości pokiwałam im głową i nie zwalniając ani o chwilę pojechałam dalej. Na pytanie czy za mną krzyczeli, mówię 'nie wiem' - miałam słuchawki na uszach.

czerwiec oszalał...






wiadomo z jakiego powodu...

niedziela, 17 czerwca 2012

poranne przy herbacie

Śniadanie. Miła muzyka. Szczęśliwe my bo napełniamy brzuszki. Świeci słoneczko. Ogólnie atmosfera bardzo dogodna do dobrego samopoczucia. Agata w przypływie jawnej radości:
-wiesz Aniu, muszę Ci to powiedzieć. Bo to ważne dla mnie. Naprawdę. Dzięki Tobie miałam szczęśliwe dzieciństwo i teraz jestem szczęśliwym człowiekiem...
-no...ja tego samego nie mogę powiedzieć o Tobie.

wtorek, 12 czerwca 2012

Prawda to..

                         Źródło: http://sarkazmer.pl/single.php?2201
Rozmowa moja z Agatą Ka.

Agata: Ty przynajmniej nie zginiesz w katastrofie lotniczej.
Ja: O czym Tymówisz...
A: No normlanie, to się zdarza. Boże mam tylko nadzieję, że będzie jak w FightClub'ie...
Ja:...
A:Że ludziom od tlenu już jest tak wesoło, że się cieszą na myśl o tym co ich czeka..
Ja...acha... Boże co za dzień...
A: No..
Ja: Tak, wiem. Ja przynajmniej nie zginę w katastrofie lotniczej.
A: No...
Ja: Ale nie mów tak, cholera. Ja w przyszłym miesiącu lecę do Włoch!
A: Poczekam na Ciebie w niebie.
Ja: W niebie?
A: Tak. I przybiorę postać Angeliny Jolie z Tomb Raider'a.
J: O chryste...

środa, 30 maja 2012