niedziela, 21 listopada 2010

Boi się Gardziejewska...

Boi się, boi...
Odkryłam u siebie lęk wysokości...
Całkiem niechcący...
Pierwszym symptomem była drabina. Myślałam jednak, że to bardziej brak zaufania do niestabilnego położenia i ruszającej się we własnym rytmie tego narzędzia szatana.
Samolotu nie biorę pod uwagę - nie mieści się w wymogach unii. 
Uśpił mnie skok na bungee. Gumka się spisała, w zasadzie przy rytmach Boys'ów nie było się czego bać.
Ale czort obudził się ponownie na ścianie wspinaczkowej.
Jezu.
No Bóg mi świadkiem, jak w połowie ściany drży mi noga. Raz prawa - zazwyczaj ona pierwsza zaczyna panikować, a potem głupia lewa bierze z niej przykład i jak mam za sobą 3/4 drogi to już mi się tam obie trzęsą, na przemian obijając się jeszcze o siebie. I się łobuzy jeszcze słuchać nie chcą! Mówię do nich, żeby się uspokoiły, a one mi tam galaretę serwują na wysokości 7m, gdzie bliżej mi do Pana Boga niż Lucka. Nie wspomnę o rękach, które zależnie od ich fanaberii, humoru i widzimisię, nie wiadomo kiedy odmówią mi posłuszeństwa. Ale im jest wybaczone, bo sprawują się dzielnie, nie to co te dwie 'dolne' sieroty... Jedynie kiedy nie miałam ciśnienia w nogach, to jak Trenerro kazał mykać po ściance z zawiązanymi oczętami. Dobra opcja - czego oczy nie widzą, temu nogom nie żal...
Jedyne co teraz planuję dla nich to zero litości. Muszą się cholery jedne dostosować i nie ma, że wysoko. Koniec. Jak będziemy spadać, to wspólnie przecież... chociaż znając je nie zdziwiłabym się gdyby tam zostały...

poniedziałek, 15 listopada 2010

praHa szanowni państwo...

Czeski film w naszym wykonaniu.
Podczas 7 godzinnej jazdy do Pragi, w kanarku czuliśmy się jak w amerykańskiej limuzynie...


Widoki też mieliśmy zacne...


Po owocnej podróży, po napojach wyskokowych raczyliśmy wypełznąć z auta i doczołgać się do hostelu. Z powodu braku miejsc w Emmie (wszystko zostało zarezerwowane przez Polaków) zmuszeni byliśmy zakwaterować się w Mozaiku...lansik


Pozostali mieszkali w Emmie...


Wieczorem była impreza...Grecy, Rzymianie, Galowie opanowali pokój 207...

Zrobiliśmy najazd na cały hostel, wygraliśmy batalię z Anglikami i zagarnęliśmy ich jako zakładników do naszego królestwa...Po drodze, ograbiliśmy magazyn z wieszaków, ołówków i haribo, połamaliśmy skrzynię, zalaliśmy prześcieradła i wymiętoliliśmy pościel... ale wszystko uszło nam na sucho :]


Rankiem z tej okazji, kazali pilnować szklanki, aby absynt było z czego popijać... co dla niektórych skończyło się to soczystą śmiercia...


Co niektórzy poszli w tym czasie zwiedzać uroki Pragi...
Niektórym się podobało...


Niektórym nie...


Na moście Karola psychodelą z małpiego gaju zawiało...


Ale nawet małpa nie zakłóciła piękna tego miasta...




Jeszcze tam wrócimy! sesesese...

poniedziałek, 1 listopada 2010

01.11.10


431 dni... 10344 godzin... 620640 minut... 37238400 sekund...