czwartek, 28 lutego 2013

oj tam oj tam, taki zwykły weekend.

Karpacz.
Tym razem zrobiliśmy desant na posiadłość Królowej Babci w około 15 osób. W piątkowy wieczór, grubo się przywitaliśmy z zimą panującą w wiosce cudów. Zdrowie wznosiliśmy trunkami rodem z biedronki - wódką, whisky i winem. Zaowocowało to pieśniami: "kto w styczniu urodzony, ma wstać, ma wstać, ma wstać.." (co niektórzy mieli ochotę świętować wszystkie 12 miesięcy, tudzież kolejne lata). Oprócz pieśni była też meksykańska fala:

Dnia następnego, wstaliśmy niczym ranne wstają zorze, jak kościół nakazuje, czyli na stoku byliśmy o 12:30:

Po drodze mini zawody w bobslejach (Doris zatrzymała się dopiero pod AquaParkiem)

Jakaś połowa ekipy, bo druga gdzieś w zaspach się zakopała (he he)

  ...się zakopała...tzn. zostali zakopani ^^

Wieczorem, po owocnym spędzeniu czasu na basenie i szaleństwach w rurach - nie będę wytykać palcami przez kogo zamkniętych po 5 minutach xD, przyszedł czas na ponowne świętowanie, tym razem kolejnych 18. - Doris i Piotra:

Były zimne ognie...

Było ciasto...

Był i szampan...

A to nie wiem co było, ale każdy ma dobrą minę (Jana the best)

I na koniec huczne pożegnanie orzełkiem włości Babci!


W niedzielkę, mieliśmy całkiem good time, szkoda tylko że spaliłam ze 100 razy sprzęgło w nie swojej limuzynie, a taty auta trafiło na hol, ale ogólnie pogada i tricki na stoku posyciły i zebrały dobre żniwo dodatkowych umiejętności...I o dziwo podróż do Wro zajęła nam jedyne 4,5h :) Kochani, dzięks za wspaniały weekend! 


Palec pod budkę kto reflektuje na następny trip? (Matys no pojedziesz, pojedziesz)


niedziela, 17 lutego 2013

taka ot sugestia...

Szkolenie BHP, mowa o udzielaniu pierwszej pomocy.

Prowadząca: Lekarze mówią, że podczas uciskania klatki piersiowej należy śpiewać piosenkę, aby zachować rytm. Sugerują Bee Gees "Stayin' alive"...

na ich miejscu też bym tą sugerowała...

czwartek, 14 lutego 2013

święto tynkarza...

-Dzień dobry, są kartki walentynkowe?
-Są.
-To poproszę taką z napisem "dla tej jedynej" siedem razy.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Witajcie w naszej bajce...

Witajcie w naszej bajce, Paziu zagra na fujarce,
Kacper nam zaśpiewa, Korzeń zatańczy wkoło drzewa,
Tu wszystko jest możliwe, a dzieci są szczęśliwe,
Nikt tutaj nie zna głodu, nikt nie czuje chłodu,
I nawet ja nie kłamię i nie skarżę mamie,
Bo z nimi jest weselej, ruszamy razem w knieje,
A w kniejach i dąbrowach przygoda już się chowa...



Proszę Państwa, witam na Mosiężnej 9.
Z kim mieszkam?

Z paniczami rodem z bajki: śmiechem zabijają, po bułki do dżaby chadzają, naklejki na prosiaka zbierają, dzika gotują, kamienie wykopują, czasami się procesują.

pozdro 600 z szalonego kwadratu xD

niedziela, 10 lutego 2013

z serii small talk xD

Small talk. Występuję ja oraz mój malutki braciszek, lat niespełna 16:

ja: masz dziewczynę? [lubię go drażnić :P]
Max: nie mam [znudzenie w głosie]
ja: a chciałbyś? [daję dalej, niech się coś dzieje]
Max:...no nie wiem [...]
ja: a jakby była ładna? [podchwytliwe]
Max: to byłaby głupia [skąd on wie takie rzeczy w tym wieku?]
ja: a jakby była mądra?
Max: to byłaby brzydka [typowy facet]
ja: a jakby była i ładna i mądra [ha na cwaniaka ^^]
Max: to byłaby zajęta [dobry jest]...

sobota, 2 lutego 2013

Szkocja

Jeszcze całkiem niedawno pisałam że marzę nasycać się ciszą i bezkresem mocy na klifie z zamkiem w tle i nagle to się spełnia. Szkocja tak mi się spodobała, że już teraz wiem, że jeszcze nie raz będę odwiedzać kraj absurdu. Wyobraźcie sobie, że to kraj prohibicji, alko sprzedawane tylko od 10 do 22 i to za okazaniem prawa jazdy, tudzież paszportu. Dowód dla nich nie istnieje oraz kupowanie dla  grupy też nie! Kluby punkt 2 są zamykane, ochrona grzecznie wyprasza pijanych, ale szczęśliwych Szkotów. Mają w zwyczaju leżeć na ulicach o 4 rano z tego szczęścia. Ale cóż się dziwić. Poszliśmy na domówkę, gdzie już pito piwka. My w gościach przynieśliśmy orzechówkę - piliśmy ją z mlekiem. Z resztki poszły szoty. Potem udaliśmy się do baru, organizatorzy mieli zniżkę 40% na driny. Drinki z ginem, whisky, wódką itd. Słabo mi się zrobiło jak po tych miksach, w trakcie picia drinów wjechały szoty, które zapijaliśmy owymi drinami. Wiadomo w Szkocji zimno, nam już było nawet za gorąco. Poszliśmy pobujać biodrem. W trakcie szalonych tańców wjechała tequila. Uhu. Ciężkie życie Szkota. Potem już tylko klub, a na końcu domówka u Carmen Electry, tak się kazał nazywać czarnoskóry kolega naszej znajomej - nie pytajcie dlaczego.
Piliśmy też prawdziwą szkocką whisky - i o tyle o ile ja nie lubię samej, tak tam była wspaniała. Furorę jednak zrobił na nas cydr! To była miłość od pierwszego wejrzenia. Doprowadził nas do tego stopnia, że ostatnie funty na niego wydaliśmy! Ale warto było. Czekam aż w Polsce ruszymy z koksem yy w sensie z produkcją ruszymy, w końcu wyrabia się go ze sfermentowanych jabłek, a tych mamy pod dostatkiem! Żałuję tylko, że potwora z Loch Ness nie widziałyśmy, ale następnym razem go zobaczymy  i cydrem  upijemy!