niedziela, 7 września 2014

festiwalowo



Pojechaliśmy z ekipą na Czad Festiwal w Straszęcinie. To taki mini Woodstock. Trudno określić średnią wieku. Skłonna bym była rzec, że wahała się między 12, a 13 rokiem życia. Pełnoletnich dało się spotkać pod autami i w pobliskich krzakach. My przybyliśmy tam team'em 7-osobowym w limuzynie zwaną T3.


Główną atrakcją było wnoszenie piwa w śpiworach i majtkach. Na legalu byłoby zbyt prosto, a poza tym coś tam sobie sapali na bramkach, że niby nie wolno...Chłopcy wpadli na pomysł przerzucenia całego plecaka z tzw.ołowiem, ale ochrona szybko ich pogoniła. Rozłożyliśmy namioty...dwa czteroosobowe i jeden dwuosobowy - połamany. Nowi miał depresję, ale mówiliśmy mu, że wygląda ok, tylko niech nie patrzy na niego od tyłu. Po trudzie rozłożenia obozowiska udaliśmy się w stronę sceny. Zakupiliśmy lane piwka, tylko po to, aby  potem lać w nie nasze. 





Radośnie pląsaliśmy przy rytmach Mesajah, Comy, na Dżemie poszliśmy zatankować, a na Sabatonie zaczęła się prawdziwa mordownia. Jak ktoś lubi napier*** się tłuczkiem do ziemniaków po różnych częściach ciała, to powinien wykupić karnet na pogo. Ogólnie ja nie do końca potrafię pojąć przeżywania utworu, w ten sposób. Boję się pomyśleć co robią jak im się podoba cała płyta. Dzięki Nowiemu i Heniowi, miałam zaszczyt bycia w centrum młynu (czyli każdy każdego popychał, albo po prostu napierd***).
30 sekund w zupełności mi wystarczyło. Dla mnie to i tak było jak wieczność. Za to Panowie nawet do Strachów Na Lachy potrafili młynki kręcić. Mi to zależało na ocaleniu z dwóch zębów, im - było wszystko jedno. Nie powiem, jednak życie stanęło mi przed oczami, kiedy Nowi wraz z jakimś obcym chłopakiem w 5 sek załadowali mnie na górę...i zostałam niesiona przez tłum na rękach pod samą scenę...Byłam głową w górze, w dole, z jedną ręką w górze, nogą w dole, z dwoma nogami w górze i głową nie wiadomo gdzie. Dzięki Bogu za ochronę pod sceną, bo gdyby nie oni, to ci noszeni na rękach ludzie z wielką gracją lądowaliby ryjem w błocie razem ze mną na czele...Wybornie było sączyć piwko, zajadać popcorn, gdzie od soli aż usta pieką, mieć spuchnięte nogi i ubrudzone błotem nogi. Miało swój urok jedzenie pasztetu o 1 w nocy, a potem zakopanie się w śpiworze, w oddali słuchając Końca Świata...


Rankiem...kiedy ranne wstają zorze czyli dokładnie o 6 pobliski kościół wybił nam tą pieśń...całe pole namiotowe powiedziało głośno ha ha. W ogóle tej nocy ludzi raczej nie spali, ale z każdym wybijanym kwadransem śmiali się coraz mniej. Mało było też ludzi o 7 rano w kolejce do prysznica za 5zł. Należy pamiętać, że ciepła woda po prawej, zimna po lewej. Można też wykąpać się dwa razy - ja zrobiłam to zanim odkryłam ciepły prysznic po prawej stronie. Panowie do tej pory myślą, że zmieniłam tylko koszulkę, a prysznic zostawiłam tym brudniejszym.


Po wspólnym śniadaniu o 12 wybraliśmy się do sklepu, gdzie po drodze Marian i Karo przeprowadzili bardzo spójna wymianę zdań z Romanem:
Marian: (o koledze Romana, który leżał głową na chodniku) czemu on ma głowę na chodniku?
Roman: (jakiś mało znaczący bełkot o tym  jak życie leci)
Karo: a czemu pan się tak denerwuje!

Roman no...nie denerwuj się!




A potem poczuliśmy, że śniadaniowy grill był syty i poszliśmy spać...


Po głębokim śnie, zaczęliśmy się zastanawiać jak tu przemycić zgrabnie piwa. I oczywiście idąc tylko mnie złapali, cała reszta skorzystała z zamieszania i spieprzała na pole aż się kurzyło...Mariana złapali później, kazał przekazać, żeby jednak nie przenosić ołowiu w śpiworze...
Jamal, Gooral, tutaj Klu i Karo wiernie ze mną skakały do Kaczmareczki. Mam przeczucie, że Ewelajna i Nowi też tam nóżką tuptali. Na grubsonie było wesoło, zwłaszcza jak Marianno wziął takiego klocka jak ja na barana. I chyba o mnie potem zapomniał, bo tańczył sobie z Heniem, a ja z wysokości modliłam się żeby tylko ziemi nie pocałować...HappySad mnie lekko zawiodły, albo oni na mnie. Mają aktualnie 6 płyt, a ja się zatrzymałam na dwóch pierwszych...przynajmniej psychologa puścili...natomiast kwiat młodzieży polskiej zrobiło sobie do HappySad pogo, ścianę, noszenie na rękach i hołdy pod sceną...Dla mnie mogli nawet króla na lektyce przenieść - już mnie nic nie zdziwi.
W niedzielę...zastanawialiśmy się czy mamy otwierać amarenę z biedry za 3,5 czy jednak chronić wzrok...otworzyliśmy...