piątek, 16 marca 2012

wiosna ach to ty...

To jest to...kiedy własna zajebistość o mało cię nie zabije...

Niczego sobie nieświadoma, stoję sobie na grunwaldzkim, podjeżdża niczemu sobie winna 2 i...jest. Jest. Wychodzi sobie z tramwaju, w lewej ręce trzyma kubek termiczny (na pewno ze starbucks'a), prawą rękę dzielenie dzierży w kieszeni. Szalik niechlujnie, albo bardziej artystycznie, opadał mu na ramionach, a jego mina stanowiła wyższość nad plebsem, który raczył mijać. Mina. Tak. Zajebistość jego osoby, jego miny stanowiącej największą zajebistość na świecie, w mojej wzbudziła tylko wielkie uczucie ohydności, automatycznie podnosząc wskaźnik mojej zajebistości. Jeden Bóg tylko wie, jak mi ulżyło, za to że ja nie mam tak maślanego wyrazu twarzy. Swoją drogę to wręcz przerażające, że wewnętrzna zajebistość, którą każdy z nas w sobie nosi, potrafi tak niewiadomo kiedy, wyjść na światło dzienne. Tak jak w przypadku tego ziomeczka. Dziw, że go to nie zabiło...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz