sobota, 27 sierpnia 2011

Bóg stworzył Zawrat, żeby Gardziejewska się go bała...

'Znowu wieje wiatr, może od Zawratu...'
Miałam taką myśl, że już nigdy w życiu nie spotkam się z Zawratem. Po ostatnim razie, kiedy to wiatr, deszcz, brak nastawienia psychicznego umówił mnie na spotkanie z tym Krakenem, żywiłam nadzieję, że do drugiej randki nie dojdzie...Och jakże się myliłam...
W tym roku przeszliśmy piękny kawał gór. Zachodnie Tatry pokonaliśmy w sumie w 3 dni. Gnaliśmy jak opętani  z 40 kg na wątłych pleckach, butami ważącymi połowę z tego i kijami, które nas przy życiu trzymały. 4 dnia przyszło nam zmierzyć się z nim...Przyrzekam, że Bóg stworzył, tatrzańskie szlaki, łańcuchy i Zawrat, żeby Gardziejewska miała się czego bać.
Było strasznie. Puls skakał od nienaturalnie wysokiego do ledwo wyczuwalnego. Oczywiście, jeszcze dobrze nie weszłam na skały a już tryb trzęsącej się nogi mi się załączył. W tym samym momencie piękne słońce jakie nam towarzyszyło, nie wiedzieć kiedy zamieniło się w gęstą chmurę, tak białą, że patrząc w dół nie wiedziało się czy się jest metr nad ziemią czy 30. Po drodze leżałam jedynie na kamieniu, dziękowałam Bogu że żyję, dostałam od obcej kobiety cukierka i 10 osób mnie dopingowało na mecie, gdzie o dziwo nie był to łatwy finisz. Ale dotarłam. Po raz drugi zdobyłam tą nieczułą, szorstką, często raniącą i noszącą permanentnie łańcuchy, istotę...
Mimo wszystko dalej się go boję. Szpiglasowy był milszy w dotyku xD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz