wtorek, 2 kwietnia 2013

Coś poszło nie tak...

Czułam się całkiem rześko i świeżo, kiedy w poniedziałek o 6:30 biegłam przez zaspy na PKS. Dodam, że byłam zaledwie po 12. godzinnej zmianie  i naprawdę czułam się obudzona. W autobusie pytam ile kosztuje bilet do Karpacza, po czym wzięłam jednak ten do Jeleniej. Mam taki układ z Rodzicielem, że jak jadę do domu to w Bolkowie dzwonię, aby ostrzec tatę, że się zbliżam i żeby się szykował czy np. zdążył odgarnąć auto. Przebudziłam się koło Strzegomia, tj. jeszcze 20 min drogi do Bolkowa, full czasu, więc zamknęłam oko jeszcze na chwilę. Dzwoni tata:
-Kiedy wyjeżdżasz z Wrocka?
-Yyy...aale ja już jadę.
-Już? To gdzie jesteś?
-Noo przed Bolkowem. Zaraz będę wjeżdżać.
-No to ile jeszcze?
-No od Bolkowa licz 40 min.
-A czyli spokojnie zdążę odśnieżyć auto.
-No...[po czym zmrużyłam oko i jakby zobaczyłam gdzie jestem dokładniej....] YYyyyy Tato?
-No?
-Ja już jestem w Jeleniej...
-A Ty jesteś pewna, że siedzisz w dobrym autobusie?

W dobrym. Poszłam do kierowcy dokupić bilet.
-Psze Pana, czy mogę kupić przystanku Karpacza bilet?
-słucham?
[no niewyraźnie mówię, czy jak?!]
-Proszę Pana, czy mogę dokupić na przystanku bilet do Karpacza?
-może Pani teraz.
-Poproszę.
-Nie lepiej było jednak go kupić we Wrocławiu?
- Wie Pan co...po drodze coś poszło nie tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz