wtorek, 24 lipca 2012

Ku przestrodze...

Razu pewnego wracam sobie z pracy moim lamborghini - rowerem. Przepisowo, na każdym czerwonym stoję, zielonym - jadę. Ale na grunwaldzie nie dałam rady. Te środkowe światła przy grunwaldzkim center to wymysł boga na sprawdzenie naszej cierpliwości. Jadę. Nie jedzie żaden tramwaj, nie jedzie żaden autobus - jest bezpiecznie. Jadę. Jadę i patrzę, że na ścieżce rowerowej stoją ludzie. Stoją jak takie sieroty i się nie ruszą. A przejście najszersze na świecie, ale nie - za małe, musieli stanąć i na ścieżce. Zgrabnie ja stanęłam między nimi, aby ich z tej ścieżki "delikatnie" przegonić. I włączyło się zielone to jadę, muza na uszach, jadę w najlepsze. I nagle jak mi jakaś obca łapa nie zaczęła machać przy akompaniamencie 'proszę się zatrzymać'. Kobiecina  ze straży miejskiej stała ode mnie jakieś 10 cm, zauważyłam ją dosłownie w ostatniej chwili, ale że kurna byłam rozpędzona to już mi się nie opłacało zatrzymywać i pojechałam w długą. Zrobiłam chyba minimum olimpijskie z Grunwaldu do domu. Sądzę nawet, że kurzy to się do tej pory.
Dnia następnego, do pracy pojechałam tramwajem, profilaktycznie. Siedzę sobie w  biurze w najlepsze, drukuję coś czyli jestem bardzo zajęta i nagle wchodzi policjant. Wyglądał jakby z akcji wracał. Miał na sobie kuloodporną kamizelę, giwerę, krótkofalówkę i resztę strasznych gadżetów. Ja blada jak ściana, myślę 'o Chryste, znaleźli mnie...' To koniec...Ale policjant widząc moją minę powiedział, że on prywatnie - po kartę bo zgubił...A ja już prawie chóry aniołów słyszałam... Dzieci drogie, nauka na przyszłość - grzecznie jeździć, bo nie każdy ma taki przypływ adrenaliny i siły w nogach co ja xD

1 komentarz: