niedziela, 1 grudnia 2013

Pierwszy dzień reszty mojego życia

Są takie dni, kiedy się wie że ten właśnie dzień będzie początkiem czegoś nowego. I oto właśnie po 2,5 latach oczekiwań, przygotowań i myślenia - 20 listopada jest dniem który zmienił moje dotychczasowe życie.
07:00 Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych...
Dostałam identyfikator i pomaszerowałam z grupą cywili do przeogromnej sali, aby posłuchać jak przez najbliższe 12 h będzie wyglądało moje życie. Był to dzień, w którym ponad 30 osób ubiegało się o przyjęcie do studium oficerskiego, gdzie 17 mężczyzn i 14 kobiet było tak zdeterminowanych, że byli w stanie przyjechać z drugiego końca Polski, aby pisać angielski i sprawdzić się w testach sprawnościowych. Był to dzień, który mógłby być pierwszym dniem reszty mojego życia...tak sobie wtedy pomyślałam. Siedząc na krześle w tej przeogromnej sali, trzęsąc się z zimna i przysypiając...tak sobie wtedy myślałam. Powiem, że to co przeżywałam podczas testów sprawnościowych, nie równa się z żadnym dotychczasowym stresem. Matura, prawo jazdy, magisterka czy nawet gadanie z Hindusami po angielsku o informatyce nie jest tak przerażające jak ten dzień.
Wchodzimy na salę, nie jestem już Anną Gardziejewską tylko numerem 3638...Robimy pompki, biegamy 3 razy po kopercie, potem zapraszają na spisanie wyników [didaskalia: aby zaliczyć kopertę trzeba mieć 28 sekund] i słyszę jak mówią 36...38...O boże...pomyślałam, że nie zaliczyłam, że mam zig-nano, buty nieślizgające się, że jak mogłam zrobić kopertę w 36 sekund...po chwili do mnie dotarło, że to mój numer a czas to 25,1...naprawdę otarłam się o zawał...Ale to było nic w porównaniu z biegiem na 800 m...bo już po 200 myślałam, że mnie ambulansem będą wywozić... Jeszcze nigdy jak bóg mi świadkiem nie biegłam w takich męczarniach...byłam po rozgrzewce a bolał mnie każdy mięsień, bolały mnie paznokcie, bolał mnie nawet mózg! Jak umrę i trafię do piekła to bankowo będzie to stadion z ruchomą bieżnią bez możliwości zatrzymania się...Przechodziłam męki pańskie ale dobiegłam. I potem cali zdyszani, zasapani, poszliśmy popływać. Po tym zimny powietrzu, każdy z przeolbrzymim bólem w klatce, kaszlem musiał jeszcze ten ostatni raz wykrzesać resztki sił i dać z siebie wszystko co najlepsze...Po całych tych igrzyskach śmierci, do finału, do rozmowy dostało się 11 osób. 3 kobiety i 8 mężczyzn. A z tej jedenastki, sześcioro przyjętych - w tym ja. Od 2014 chodzimy na baczność mili państwo. A teraz rozejść się!!

2 komentarze: