czwartek, 8 kwietnia 2010

Poranek rodem z Burtona

Jeśli uważacie, że mieliście zły poranek, to pozwólcie, że Wam coś opowiem…

Środa. 8:00. Wyjeżdżam do Wrocławia.

Słoneczko grzeje, ja sobie siedzę wygodnie, słucham muzyczki, już jest autostrada, dzwoni M. z zapytaniem czy idziemy odpokutować jazz, no ja że ok, bo zaraz jestem we Wro, to powinnam zdążyć. Jedziemy i jedziemy i jedziemy… może i o 10 przekroczyliśmy tabliczkę z napisem ‘Wrocław’ aczkolwiek do PKSu to nam jeszcze świat drogi został. Tak więc zapragnęłam wykonać telefon do M., że mogę jednakowoż nie zdążyć na odpracowanie pańszczyzny… I co? Ponoć zablokowali mi środki na koncie… No spoko, zablokowali to trudno, doładuję jak dotrę na miejsce. Przybyłam. Ale nie mam biletu, 3miesięczny się skończył. To nic, skoro po trudach dotarłam wreszcie na PKS, to przecież co to zabrać mega wielką torbę podróżną, torbę na netb i torebkę z jedzeniem i szybko skoczyć na PKP po bilecik. Bułka z masłem. Jak pomyślałam, tak też uczyniłam. Idę sobie dziarsko i nagle czuję taki zryw… Hmm… Torba z jedzeniem cała, podróżna też, ta na laptopa zaczęła się pruć.. poszło to coś co się przez ramię zakłada. Ale to nic. Trudno. Są zawsze przecież jeszcze dwie rączki. To idę dalej, moje ramię ledwo bo ledwo ale daje radę nieść torbę podróżną i nagle czuję i słyszę, że coś się popruło… No torba z jedzeniem – cała, na laptopa, no bez tego jednego paska, też prawie cała, patrzę i widzę i mnie rozpacz dopadła – rozwaliła się podróżna… Ku chwale ojczyzny, nie pogubiłam żadnej bielizny, jedzenia czy piżamki z małpką, aczkolwiek torbą to już prawie po ziemi szorowałam. Już jestem w połowie drogi do butki, i czuję że znowu coś szarpnęło… Myślę – podróżna na bank nie wytrzymała presji, patrzę – o jednak nie, torbie od netb urwała się rączka… Spoko zawsze została jeszcze jedna. Ok. Jak dojdę do butki, to do tramwaju zostanie tylko kilka metrów, na pewno dam radę. Ja tak, ale obawiam się, że nie moje torby. Do reszty już poszła torba na lapka… Ale to nic już w końcu jestem po bilet i co… Nie ma tych 3miesięcznych, to nie wiem jak to się stało kupiłam miesięczny na 2 linie, zamiast na wszystkie… Do szczęścia brakowało, żebym weszła do tramwaju i spotkała kanary… Wchodzę do 15… i co… noo kanarki moje drogie… Ale to nic… W końcu to tylko jeden przystanek, ku chwale zdążyłam wysiąść bez kontroli, doczołgałam się do mieszkania i co… nie ma neta… Po ostrej walce, odzyskałam neta to i sobie doładowałam konto i nagle sms, że odblokowali moje środki, czyli niepotrzebnie doładowywałam… ale to nic… ten dzień mógł naprawdę gorzej wyglądać…

2 komentarze:

  1. ja wiem, że to jest uniwersalny komentarz na wszystko, ale powiem szczerze inaczej mi się kojarzy... :P

    OdpowiedzUsuń