sobota, 18 września 2010

Shut up and drive

15 września 2010, godzina 8:00, miejsce: wiata przed WORD'em
Wcale mnie nie dziwi, że pogotowie jest naprzeciwko… Ciekawe ile mieli zgłoszeń zatrzymania akcji serca w ich okręgu…
Równo z wybiciem 8:00 rozbrzmiał się, wszystkim zdającym dobrze znany, głos sądu ostatecznego witającego na egzaminie państwowym z prawa jazdy kategorii B, praktycznego… Każdy głośno przełknął ślinę, ci co mogli przytulili się do mamuni, niektórzy sami się przytulili, reszta zapaliła papierosa…
Zaraz przyszedł jeden z egzaminatorów, podał jakie są zasady, pouśmiechał się i powiedział, że po wywołaniu naszego nazwiska, iść spacerkiem przez 2 olbrzymie parkingi(z racji tego, że brama główna cała rozkopana) i obiecał, że na pewno zaczekają na zdającego… Po ok. 10 tak wywołanych personach i stwierdzeniu, że przez remont i tak nic nie słychać, przyszło dwóch egzaminatorów, zza pleców wyciągnęli przeolbrzymi młot, rozwalili łańcuch na furtce i powiedzieli, że od tej pory koniec z hasaniem przez parking, egzaminatorzy będą po nas przychodzić… Nastąpiła dzika radość, oczywiście we wnętrz każdego zdającego.
Wybiła godzina i dla mnie. Przybył niejaki Krzyś i zaprosił na egzekucję mnie i jakąś niewiastę, co jej kazał stanąć na 'przystanku' …:
-pani x poczeka pod żółtą wiatą, a pani Gardziejewska pójdzie ze mną, dobrze?
-… no nie mam wyjścia.
-zawsze ma pani wyjście. Może panie nie przystąpić do egzaminu.
-brałam taką ewentualność pod uwagę (Bóg mi świadkiem, zwłaszcza jak miałam wstać na tą 8)
-ja tylko żartowałem.
-a ja nie.
Krzyś , przedstawił się że jest Krzyś powiedział co i jak i 'the game has just begun…' Wsiadłam do Clio z założeniem, że zaraz pewnie z niego wyjdę, to nawet nereczki nie ściągałam co się później okazało niewypałem, bo gniotła niemiłosiernie… Wyszłam z placu, wyjechaliśmy na miasto i oczywiście na dzień dobry dwa różne błędy, gdzie ja przez pół jazdy czekałam tylko na to, aż powie, żeby zjechać na bok i że wynik egzaminu negatywny… A tu jeżdżę i jeżdżę i końca nie widać… i chociaż tyle, że siary nie będzie w końcu już na tym mieście dobre 30 min się wożę… Wróciliśmy do WORD'u. Krzyś się nieco rozgadał na temat tych marnych dwóch błędów, ale gadał i gadał aż w końcu skończył:
-ma pani do mnie jakieś pytania?
-no ale co, nie zaliczyłam?
-nie no zaliczyła pani. Błędy też muszę omówić. Gratuluję
-{o kurwa!} o dziękuję !

2 komentarze: