wtorek, 7 września 2010

WC


[Wratislavia Cantans]



Z zewnątrz:
Kilometrowa kolejka po bilety, oddawanie odzienia wierzchniego do szatni, koncert, wręczanie kwiatów, przerwa, kupowanie książek, druga część koncertu, gromkie brawa, odebranie płaszczy, gnanie do domu na kolację i wreszcie zobaczenia, czego co ma akcję.

Od kuchni:
1,5h przed koncertem zbiórka wolontariuszy, obijanie się, rozwinięcie roll up'ów. 40 min przed rozdanie zadań, kto co robi – mi i AA przypadło w udziale rozdawanie kwiatów. 30 min przed, dziewoja od gongu stoi i sobie w niego wali, reszta sprzedaje książki, a my latamy jak głupie w poszukiwaniu niejakiej Olgi. Olga znaleziona w pokoju nr 7. okazała się rozdygotanym, kłębuszkiem… nie w zasadzie ona była kłębolem nerwów, bełkotała coś ciągle, a na proste pytanie, co z kwiatami – zje*** nas tylko, czego ich jeszcze nie mamy. No cóż… W końcu je znalazłyśmy, położyłyśmy gdzie nam kazano i na przerwie miałyśmy się zgłosić ponownie do nerwowej i jakże rozgarniętej Olgi, coby nas dalej poinstruowała. Koncert miodzio, wybija czas przerwy, a tu jakieś lasencje z podpierdółki, naszą fuszkę sobie przygarnęły i habazie wesoło wręczają. To my na przerwie biegusiem do nich z pytaniem o co c'mon, a te że tak no wyszło - zmiana planów (jakoś szczególnie nam przykro nie było), ale na pocieszenie mówią, że dyrygentowi kwiatunie na koniec wręczyć trzeba. Instrukcję wydały taką:
'druga część koncertu składa się z 2 utworów. Nie wiemy ile trwa drugi, dlatego po pierwszym pójdźcie po kwiaty i czekajcie na koniec. Jak pani dyrygent skończy ukłoni się, wyjdzie i wróci i wszystkim podziękuje to wtedy jej dacie. Dobrze? '
O.K.
'a i usiądźcie, gdzieś wyżej, coby was dyrektor nie widział i się nie denerwował'
Wtf?!

Poszły my na schody obczaić miejsca. Z poważaniem olałyśmy dyrektora i stwierdziłyśmy, że logujemy się w 5 rzędzie na skraju. Zadzwonili, że koniec przerwy, to wygodnie czekamy aż się skończy pierwszy utwór. Skończył się. To wstałyśmy i poszłyśmy po kwiaty, rzecz oczywista szalenie cicho i z gracją jak to przede wszystkim przystało na mnie. Nagle, co się okazało nie ma nigdzie AA. Zniknęła! Czekałam całe 2 min zza drzwiami, ale nie pojawiła się, więc zgarnęłam bukiecik, wzięłam deep wdech i lecę z powrotem na zacne miejsce. O i AA się znalazła. Czego, żeś ze mną nie poszła? Aaa, bo jak zboczyłam wzrok tego fotografa to mnie w fotel wbiło. Fakt. Wzrok jego mroził krew w żyłce. Najważniejsze, że mamy chwasty. Skończył się wg nas drugi utwór… i zaczął trzeci… a po trzecim była właśnie ta przerwa, o której białogłowym chodziło… Nic, przełknęłam ślinę, zanurzyłam się w fotel i modliłam o to, żeby nikt nie zwrócił uwagi na dziewczynkę, tłukącą się po zielsko… i przede wszystkim prosiłam Bogulka, o to żeby dyrektor był niedowidzący i niedosłyszący… Po skończonym drugim utworze, czekamy aż dyrygent wyjdzie i wejdzie z powrotem, a tu nagle zza winkla wyskakuje Jęcząca Olga z miną pt.' Co Ty na wczasach jesteś? Od 59sekund powinnaś być pod sceną!!!!' AA pognała, wróciła i teraz obie siedziałyśmy zatopione w fotelu… Po podziękowaniach, zgarnęłyśmy płaszcze i ulotniłyśmy się z prędkością światełka coby Jęcząca nie zdążyła niesłusznie coś rzec na nasz temat xD… Gromkie brawa dla organizatorów za brak organizacji… !!!
Wolę nie wiedzieć, jak wyglądała kuchnia artystów xD

3 komentarze:

  1. bo liczy sie muzyka a nie jakieś pierdoły dookoła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. powiedz to Jęczącej Oldze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem AA - żeby nie było wątpliwości! I potwierdzam jęcząca Olga była naaaaajgorsza!

    OdpowiedzUsuń