
Z zewnątrz:
Kilometrowa kolejka po bilety, oddawanie odzienia wierzchniego do szatni, koncert, wręczanie kwiatów, przerwa, kupowanie książek, druga część koncertu, gromkie brawa, odebranie płaszczy, gnanie do domu na kolację i wreszcie zobaczenia, czego co ma akcję.
Od kuchni:
1,5h przed koncertem zbiórka wolontariuszy, obijanie się, rozwinięcie roll up'ów. 40 min przed rozdanie zadań, kto co robi – mi i AA przypadło w udziale rozdawanie kwiatów. 30 min przed, dziewoja od gongu stoi i sobie w niego wali, reszta sprzedaje książki, a my latamy jak głupie w poszukiwaniu niejakiej Olgi. Olga znaleziona w pokoju nr 7. okazała się rozdygotanym, kłębuszkiem… nie w zasadzie ona była kłębolem nerwów, bełkotała coś ciągle, a na proste pytanie, co z kwiatami – zje*** nas tylko, czego ich jeszcze nie mamy. No cóż… W końcu je znalazłyśmy, położyłyśmy gdzie nam kazano i na przerwie miałyśmy się zgłosić ponownie do nerwowej i jakże rozgarniętej Olgi, coby nas dalej poinstruowała. Koncert miodzio, wybija czas przerwy, a tu jakieś lasencje z podpierdółki, naszą fuszkę sobie przygarnęły i habazie wesoło wręczają. To my na przerwie biegusiem do nich z pytaniem o co c'mon, a te że tak no wyszło - zmiana planów (jakoś szczególnie nam przykro nie było), ale na pocieszenie mówią, że dyrygentowi kwiatunie na koniec wręczyć trzeba. Instrukcję wydały taką:
'druga część koncertu składa się z 2 utworów. Nie wiemy ile trwa drugi, dlatego po pierwszym pójdźcie po kwiaty i czekajcie na koniec. Jak pani dyrygent skończy ukłoni się, wyjdzie i wróci i wszystkim podziękuje to wtedy jej dacie. Dobrze? '
O.K.
'a i usiądźcie, gdzieś wyżej, coby was dyrektor nie widział i się nie denerwował'
Wtf?!
Poszły my na schody obczaić miejsca. Z poważaniem olałyśmy dyrektora i stwierdziłyśmy, że logujemy się w 5 rzędzie na skraju. Zadzwonili, że koniec przerwy, to wygodnie czekamy aż się skończy pierwszy utwór. Skończył się. To wstałyśmy i poszłyśmy po kwiaty, rzecz oczywista szalenie cicho i z gracją jak to przede wszystkim przystało na mnie. Nagle, co się okazało nie ma nigdzie AA. Zniknęła! Czekałam całe 2 min zza drzwiami, ale nie pojawiła się, więc zgarnęłam bukiecik, wzięłam deep wdech i lecę z powrotem na zacne miejsce. O i AA się znalazła. Czego, żeś ze mną nie poszła? Aaa, bo jak zboczyłam wzrok tego fotografa to mnie w fotel wbiło. Fakt. Wzrok jego mroził krew w żyłce. Najważniejsze, że mamy chwasty. Skończył się wg nas drugi utwór… i zaczął trzeci… a po trzecim była właśnie ta przerwa, o której białogłowym chodziło… Nic, przełknęłam ślinę, zanurzyłam się w fotel i modliłam o to, żeby nikt nie zwrócił uwagi na dziewczynkę, tłukącą się po zielsko… i przede wszystkim prosiłam Bogulka, o to żeby dyrektor był niedowidzący i niedosłyszący… Po skończonym drugim utworze, czekamy aż dyrygent wyjdzie i wejdzie z powrotem, a tu nagle zza winkla wyskakuje Jęcząca Olga z miną pt.' Co Ty na wczasach jesteś? Od 59sekund powinnaś być pod sceną!!!!' AA pognała, wróciła i teraz obie siedziałyśmy zatopione w fotelu… Po podziękowaniach, zgarnęłyśmy płaszcze i ulotniłyśmy się z prędkością światełka coby Jęcząca nie zdążyła niesłusznie coś rzec na nasz temat xD… Gromkie brawa dla organizatorów za brak organizacji… !!!
Wolę nie wiedzieć, jak wyglądała kuchnia artystów xD
bo liczy sie muzyka a nie jakieś pierdoły dookoła ;)
OdpowiedzUsuńpowiedz to Jęczącej Oldze...
OdpowiedzUsuńJa jestem AA - żeby nie było wątpliwości! I potwierdzam jęcząca Olga była naaaaajgorsza!
OdpowiedzUsuń